Rozdział 17
*Gwen*
- Wybieraj. - zwróciłam się do mojego męża. - Nasze małżeństwo, albo praca.
Harry popatrzył na mnie z zaskoczeniem.
Po chwili, jednak się zreflektował.
- Zostaję. - to powiedziawszy, odstawił walizki do przedpokoju.
- Napewno? - spytałam nieufnie.
- Napewno. - to powiedziawszy, pocałował mnie w czoło.
Zatopiłam się w jego koszulkę, wdychając jej zapach.
Objął mnie czule i zatopił rękę w moich włosach.
Trwaliśmy tak przez dłuższą chwilę, aż ktoś nie zapukał do drzwi.
*Harry*
Za drzwiami stał Jason.
Gwen poszedła z nim do salonu, a ja w tym czasie postanowiłem rozpakować walizkę.
Zabrałem rzeczy do pralni i zabrałem się do roboty.
Zupełnie zapomniałem, że mamy gości, gdy nagle usłyszałem krzyk Jasona.
- Harry! Gwen, próbowała się zabić!
Zamarłem, po czym pognałem co sił pobiegłem do źródła dźwięku.
Gdy dotarłem na miejsce, zmarłem.
Moja żona leżała w nie wielkiej kałuży krwi, która wypływała z jej ręki.
Natychmiast zadzwoniłem po pomoc, widząc że Jay zatamował po części krwotok.
* Gwen*
Obudziła mnie suchość w ustach i silne łupanie w głowie.
Oślepiało mnie białe światło.
Czy ja umarłam?
Raczej nie.
Po chwili, zorientowałam się, że to jednak sala szpitalna.
Super...
Całe życie bez Harrego...
Bez Harrego, tej zdradzieckiej świni...
Która tu jest.
Zmierzyłam go uważnym spojrzeniem.
Widząc że się obudziłam, natychmiast wezwał lekarza.
Gdy już byłam po wizycie wszelkich możliwych lekarzy, przysiadł na krzesełku obok łóżka i zaczęła się rozmowa.
- Gweeny, dlaczego to zrobiłaś? - spytał z bólem w oczach.
- Bo myślałam, że mnie oszukałeś i wyjechałeś. - po moim policzku spłynęła pojedyncza łza.
Strep starł ją kciukiem.
- Gwenny. - westchnął. - Aż za takiego potwora mnie masz?
- Ja już nie wiem Harry. - wyszeptałam. - Ja, już nic nie wiem.
- A co wiesz? - spytał, po chwili milczenia między nami.
- To że nie umiem ci w pełni zaufać...
- Wybieraj. - zwróciłam się do mojego męża. - Nasze małżeństwo, albo praca.
Harry popatrzył na mnie z zaskoczeniem.
Po chwili, jednak się zreflektował.
- Zostaję. - to powiedziawszy, odstawił walizki do przedpokoju.
- Napewno? - spytałam nieufnie.
- Napewno. - to powiedziawszy, pocałował mnie w czoło.
Zatopiłam się w jego koszulkę, wdychając jej zapach.
Objął mnie czule i zatopił rękę w moich włosach.
Trwaliśmy tak przez dłuższą chwilę, aż ktoś nie zapukał do drzwi.
*Harry*
Za drzwiami stał Jason.
Gwen poszedła z nim do salonu, a ja w tym czasie postanowiłem rozpakować walizkę.
Zabrałem rzeczy do pralni i zabrałem się do roboty.
Zupełnie zapomniałem, że mamy gości, gdy nagle usłyszałem krzyk Jasona.
- Harry! Gwen, próbowała się zabić!
Zamarłem, po czym pognałem co sił pobiegłem do źródła dźwięku.
Gdy dotarłem na miejsce, zmarłem.
Moja żona leżała w nie wielkiej kałuży krwi, która wypływała z jej ręki.
Natychmiast zadzwoniłem po pomoc, widząc że Jay zatamował po części krwotok.
* Gwen*
Obudziła mnie suchość w ustach i silne łupanie w głowie.
Oślepiało mnie białe światło.
Czy ja umarłam?
Raczej nie.
Po chwili, zorientowałam się, że to jednak sala szpitalna.
Super...
Całe życie bez Harrego...
Bez Harrego, tej zdradzieckiej świni...
Która tu jest.
Zmierzyłam go uważnym spojrzeniem.
Widząc że się obudziłam, natychmiast wezwał lekarza.
Gdy już byłam po wizycie wszelkich możliwych lekarzy, przysiadł na krzesełku obok łóżka i zaczęła się rozmowa.
- Gweeny, dlaczego to zrobiłaś? - spytał z bólem w oczach.
- Bo myślałam, że mnie oszukałeś i wyjechałeś. - po moim policzku spłynęła pojedyncza łza.
Strep starł ją kciukiem.
- Gwenny. - westchnął. - Aż za takiego potwora mnie masz?
- Ja już nie wiem Harry. - wyszeptałam. - Ja, już nic nie wiem.
- A co wiesz? - spytał, po chwili milczenia między nami.
- To że nie umiem ci w pełni zaufać...
Komentarze
Prześlij komentarz