Rozdział 20
Niespodziewanie, dostał ode mnie kuksańca w żebra.
- Za co to? - spytał spod zmrużonych powiek.
Nie dokończył jednak, gdyż nagle do sali wpadła pewna blondynka.
Miała proste, długie blond włosy, ciemne oczy i szczupłą, acz niską sylwetkę.
- Tony, mamy problem. - odrzekła.
Clark oparł dłonie na jej ramionach, po czym odparł łagodnym tonem.
- Spokojnie Rose, wszystko jest w porządku.
Zdębiałyśmy, jednak w porównaniu do mnie, dziewczyna szybko odzyskała rezon.
- Nieprawda. Megan Smith zaatakowała dzisiaj twoją siostrę i jej... ekhm kolegę i ugodziła Harry'ego nożem i...
Tony energicznym ruchem zwrócił się w naszym kierunku.
Nim się spostrzegłam, do gardła miałam przytknięty nóż.
Mój brat okazał się zdrajcą.
- Ani kroku, a zrobię jej krzywdę. - odparł przez zaciśnięte zęby.
Na dowód, że tym razem nie żartuje, przycisnął lekko ostrze do mojej skóry.
Spojrzałam kątem na mojego chłopaka.
Trzęsła mu się lekko dolna warga, co było oznaką jego wściekłości.
Oczy ciskały błyskawice.
Podobnie jak u jego brata.
Po minie Rose wywnioskowałam raczej rozczarowanie, niż złość.
- A teraz grzecznie pozwolicie mi zabrać moją siostrę.- zaczął się ze mną cofać, nadal z nożem na gardle.
Harry zaczął za nim iść, a wtedy Tony zdecydowanym ruchem przejechał po moim obojczyku, z którego zaczęła płynąć krew.
I tak oto wszyscy zamarli, dając chwilę na ucieczkę mojemu bratu.
Obudził mnie tępy ból głowy.
I głos.
Jego głos.
- Widzę, że śpiąca królewna już się obudziła.
Usiadłam powoli na prowizorycznym łóżku i rozejrzałam się po pomieszczeniu.
Wyglądało trochę jak sala szpitalna w połączeniu z eleganckim salonem.
Ściany były wykonane z białego marmuru, podobnie jak kminek na środku jednej z nich.
Naprzeciwko niego szklany stół, obok którego znajdowała się biała skórzana kanapa.
Światło słoneczne, które wpadało do pokoju przez wielkie szklane okno na całą ścianę, odbijało się od wielkiego żyrandolu, zrobione z drobnych kryształków.
Powiedziałabym że znalazłam się w raju, ale...
- Gdzie my jesteśmy i po co mnie tu przywlokłeś?
- Jak już wiesz, dla policji jestem martwy. To tylko ułatwiło mi zadanie. Zdobyłem najpotrzebniejsze dla mnie informację i zabrałem ciebie w Himalaje.
Przejechał palcem po moim policzku, na co się wzdrygnęłam.
- Bo widzisz... Nie jesteś moją biologiczną siostrą. Jesteś adoptowana.
- Kłamiesz. - zeskoczyłam energicznie z łóżka, co nie było zbyt dobrym pomysłem.
Natychmiast zaczęło mi się kręcić w głowie.
Clark momentalnie wziął mnie z powrotem na łóżko.
- Twoje prawdziwe imię i nazwisko to Rebeca Bloom. Twoi biologiczni rodzice zabili moją ukochaną przyjaciółkę. Teraz twoja kolej. Zginiesz dokładnie tak samo jak ona.
Harry
Znowu to samo.
Znowu ją straciłem.
Znowu ją porwano.
Ale...
- Ale my byliśmy naiwni. - mój brat dokończył moją myśl, dokładnie tak jakby czytał mi w myślach. - Daliśmy się podejść jak jacyś amatorzy. I jeszcze ten pościg.
Chłopak miał rację.
Tony nas przechytrzył.
Był od na szybszy.
Wystarczyła mu chwila na wsiądnięcie do auta i odjechanie.
- Minęła doba, a policja nie chce nam uwierzyć że, Clark żyję. Nie mamy dowodów i to nas zatrzymuje w martwym punkcie. - odparła Rose, która okazała się moim następcą, czyli głównym dowódcą bazy. - Ale jest jedna taka rzecz...
Spojrzeliśmy się na nią z zaciekawieniem.
- Zapamiętałam numery blach.
Nim zdążyliśmy coś odpowiedzieć, zgasiła nasz entuzjazm.
- Są fałszywe.
Komentarze
Prześlij komentarz