★ Rozdział 12 ★

Wreszcie nastał ten dzień.
Spoglądałam w lustro z lekkim uśmiechem, patrząc na swoje kasztanowe włosy.
Mój stary kolor.
Lada moment, przyjdą dziewczyny, aby mnie uszykować.
I oto jak na zawołanie, do pokoju wpadły dwie najważniejsze osoby, w moim życiu.
Moja siostra i Harry.
Vanessa zgromiła Harrego wzrokiem.
- Już się napatrzyłeś? Może i ja, nie będę miała okazji, ale ty na pewno masz całe życie, by się na nią gapić.
Harry spojrzał na nią wymownie, po czym poszedł.
Zaśmiałam się pod nosem.
- Nigdy mu nie odpuścisz, co?
- Nie. - założyła ręce na biodra. - Madeleine się spóźni. Będzie dopiero na ślubie.

★  ★  ★
Po trzech godzinach męki, siedziałam na fotelu z wałkami na głowie i lekkim makijażem.
- Długo jeszcze? - jęknełam, niczym małe dziecko.
- Jak będziesz marudzić, owszem. - moja siostra była nie ugięta.
Już do końca całego tego zamieszania, się nie odzywałam.
No prawie...
Bo pękł, szew od sukienki.
Na tyłku.
Nie mamy, żadnej dodatkowej sukienki, prawda? - schowałam twarz w dłoniach, bliska płaczu.
- I teraz pora na mnie. - w drzwiach stała... Megan ze swoją, sukienką ślubną w ręce.
Jej blond loki spływały po jej ramionach.
Niezastąpiona kuzynka Harrego.
- Ubieraj się. Zaraz się spóźnisz.
Po chwili byłam już gotowa.

Harry

No i nastał ten dzień.
Ogród wypełnia tłum gości.
Stoję u progu łuku weselnego, czekając na moją narzeczoną.
I oto jest.
Stoi na drugim końcu ogrodu, uśmiechając się do mnie i czekając na osobę, która pod prowadzi ją do ołtarza.
A jest nią...
Lacey.
Wiem, pomyślicie że, padło mi na mózg.
Też tak myślałem, gdy ją zobaczyłem po tych trzech latach, ale nie przeciągając, to była ona.
Z daleka widziałem, jak Megan podchodzi do Gwen i ostrzega ją kogo zaraz zobaczy.
I rzeczywiście.
Po chwili ją zobaczyłem.
Włosy, niegdyś blond, teraz czarne zawiązane w kłosa, zwiewna kremowa sukienka, powiewająca na wietrze i do tego ten jej ujmujący uśmiech.
Jej córka stała jak osłupiała.
Nic nie mówiąc, wzięła nie pewnie Lacey pod rękę i ruszyły w moją stronę.
Po chwili były przy mnie.
Ująłem dłoń mojej wybranki i ją ucałowałem.
- Podajcie sobie prawe dłonie. - jak powiedział ksiądz, tak zrobiliśmy. - Powtarzajcie za mną.
Gdy nadszedł mój moment, powtórzyłem po księdzu.
- Ja Harry biorę, sobie ciebie Gwendolyn za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz że cię nie opuszcze aż do śmierci.
Gdy Gwen wypowiadała te same słowa po mnie, miałem łzy w oczach.
- Odtąd, jesteście mężem i żoną, możecie się pocałować.

★  ★  ★
Właśnie skończyłem taneczny maraton z moją żoną, (jak to pięknie brzmi) kiedy podszedła do mnie Lacey.
- Może źle zrobiłam przychodząc. - wyszeptała.
- Jak to? - spytałem. - Podczas tańca Gwen, powiedziała mi, że...
W tym momencie, zbliżyła się do nas panna młoda.
Miała zamyślony wyraz twarzy.
- Przepraszam córeczko. Szukałam cię, potem powiedziano mi, że nie żyjesz... - pani Clark zanosiła się płaczem.
- Wybaczam Ci mamo. - to powiedziawszy, moja żona rzuciła się matce w ramiona.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Żyletka? Nie, dziękuję.

Rozdział 21 (Ostatni)

Rozdział 8